**Louis**
Siedziałem na parapecie i wpatrywałem się w spadające płatki
śniegu które stopniowo pokrywały chodniki, tworząc na nich biały puch. Na ulicy
błyszczała cienka warstwa lodu a na domach pojawiły się świąteczne ozdoby.
Rozejrzałem się po pomieszczeniu i mój wzrok od razu zatrzymał się na śpiącej sylwetce
Eleonor. Między nami coś się wypaliło, już nie czuję tego uczucia co na
początku. Nie czuję tego cudownego uczucia gdy się całujemy, nie czuję potrzeby
seksualnej, nie czuję do El nic szczególnego. To wszystko się skończyło kilka
tygodni temu, tak naprawdę odkąd spotkałem Kristin. Jednak nie istnieje coś takiego
jak miłość od pierwszego wejrzenia prawda? Nigdy w to nie wierzyłem jednak
teraz… Uwielbiam jej błękitne niczym lazurowe wybrzeże oczy, jej pulchne różowe
usta które smakują jak najlepsze truskawkowe lody na świecie, jej uroczy nosek
który zawsze marszczy kiedy coś jej się nie podoba. Jednak ona uważa mnie tylko
i wyłącznie jako przyjaciela swojego brata, nie jestem Harrym. On jej się
podoba, to widać na kilometr, gdyby tylko wiedziała co chłopak ukrywa i jakie
ma wobec niej zamiary. Wiem jedno, nie pozwolę mu jej skrzywdzić.
**Kristin**
-Kristin pośpiesz się!
Nie mam zamiaru kwitnąc tutaj do przyszłego roku!- krzyknął Harry po czym usiadł
na czerwonej kanapie która stała naprzeciwko przymierzalni w której
przymierzałam już czwartą sylwestrową sukienkę.
-Hazz! Obiecałeś
mi, że ze mną pójdziesz więc nie marudź- powiedziałam po czym odsłoniłam czarną
zasłonę i stanęłam przed ogromnym lustrem obok chłopaka i obróciłam się kilka
razy.
-Nic nie powiesz?-
zapytałam i uniosłam brwi do góry. Próbowałam ukryć uśmiech gdy zobaczyłam jak
chłopak zorientował się, ze ma otwartą buzię. Nie powiem, słodkie. Związałam
włosy w wysokiego kucyka po czym spojrzałam jeszcze raz w swoje odbicie.
Sukienka była naprawdę ładna. Była cała czerwona ze świecącymi dodatkami i
sięgała do połowy ud, najlepsze w niej jednak było to, że podkreślała moje atuty
co Harremu najwyżej bardzo się podoba. Kątem oka zobaczyłam jak Styles wstaje i
podchodzi do mnie od tyłu. Położył swoje dłonie na moich gołych ramionach po
czym swoimi przerażająco długimi palcami zaczął zataczać malutkie kręgi.
- Pasuje Ci ta
sukienka- mruknął w moje włosy po czym dłońmi zjechał na moje biodra. Szczerze
mówiąc nie wiem dlaczego aż tak łatwo
pozwalam mu się do siebie zbliżyć, to raczej do mnie nie podobne. Harry jest naprawdę
bardzo przystojny, jego zielone oczy są strasznie tajemnicze, skrywają jakąś
historię której chłopak nie chce mi pokazać. Jego kręcone włosy które od
pewnego czasu spina w małego kucyka jest strasznie urocze a na dodatek w ten sposób odsłania swoje idealne kości
policzkowe. Ma prześliczny uśmiech a dołeczki tylko dodają mu uroku i nie wiem
dlaczego ale jego zachrypnięty głos zawsze przyprawia mnie o dreszcze. Po
kilkunastu minutach kupiłam sukienkę wydając przy tym swoje ostatnie oszczędności
które miałam jeszcze z Nowego Jorku. Całe centrum handlowe było oblepione
przecenami na ubrania, jedzenie a nawet na sprzęty elektroniczne. Na każdej
szybie wisiał gruby mikołaj a przy nim napis ,, Merry Christmas”. Szczerze
mówiąc nie wiem o co tyle zamieszania. Ja nie czuję, że są święta. Powodów jest
kilka. Po pierwsze, nie będzie ze mną mamy, nie do końca potrafię sobie to wyobrazić.
Mam się nie podzielić opłatkiem z najbliższą osobą mojego życia? Nie złożyć
tych samych życzeń co każdego roku i śpiewania tych nudnych kolęd? Na szczęście
mam Nialla, strasznie o mnie dba czego szczerze mówiąc się nie spodziewałam.
Myślałam, ze to będą tylko słowa rzucone na wiatr i mnie zostawi samą, tak naprawdę
nie ma obowiązku zajmowania się mną, w końcu nie jest moim ojcem. Skoro już o
ojcu mowa, nie wiem jak wyglądają nasze relacje. Na pewno są duże lepsze niż wcześniej, powoli
się poznajemy, czasami żartujemy jednak dalej trzymam go na dystans. Potrzebuję
więcej czasu, a Eve traktuję bardziej jak koleżankę a nie żonę mojego ojca.
Jest bardzo zabawna, nienawidzi siedzieć w jednym miejscu, jest bardzo aktywna
i co najważniejsze mnie lubi. Po drugie
nie jestem w Nowym Jorku, to będą moje pierwsze święta bez nocowania z Rebbecą.
Dwa tygodnie temu zaczęłam naukę w liceum, to już ostatnia klasa więc muszę się
wziąć za naukę. Nie było tak źle jak myślałam. Moją najlepszą koleżanką jest
wysoka brunetka o imieniu Cassie, jest przesympatyczna a co ważniejsze, nie
wywyższa się z powodu, ze jej mama jest dyrektorką w college. W przeciwieństwie
do jej siostry – Taylor- dziewczyna jest tak samo wysoka jak Cassie tyle, że ma
długie blond włosy i wyznaje jedną zasadę ,,Wygląd jest najważniejszy” To jest
jej życiowe motto, przynajmniej tak mówi Cass. Pewnie nie jest to trudne do
domyślenia się, że ja i Taylor nie darzymy siebie jakąś szczególną sympatią. Po
około dwudziestu minutach wysiadłam z samochodu Harrego i weszłam do domu. Na
kanapie leżał Niall słuchając muzyki. Ile godzin dziennie można leżeć? Wzięłam
poduszkę z fotela obok po czym uderzyłam blondyna w głowę parę razy. Nie minęła
długa chwila a między nami wybuchła prawdziwa wojna na poduszki. Po paru
minutach nie miałam już siły i dusząc się śmiechem usiadłam na kanapie, chłopak
roztrzepał swoje włosy po czym śmiejąc się poszedł do kuchni i napił się świątecznej
coli. Poszłam za nim po czym nalałam sobie do szklanki wody cytrynowej i
usiadłam na blacie kopiąc blondyna w plecy.
-Kristin, nie
zaczynaj- ostrzegł mnie chłopak po czym na jego twarzy ponownie zagościł
uśmiech. Westchnęłam głośno po czym poszłam do swojego pokoju i powiesiłam nowo
kupioną sukienkę do szafy. Poszłam pod szybki prysznic po czym przebrałam się w
luźną koszulkę z napisem ,,marry me” i czarne getry. Na nogi wciągnęłam grube
białe skarpety a moje włosy swobodnie opadały na ramiona. Rzuciłam się na łóżko
po czym przejrzałam wszystkie portale społecznościowe. Zaczynając od facebooka
i kończąc na instagramie. Gdy jadłam moje ulubione czekoladowe ciasteczka oglądając
kolejny odcinek ,,supernatural” usłyszałam pukanie do drzwi. Zamknęłam laptopa a
w progu drzwi pojawił się tata z kubkiem kawy.
-Mogę wejść?-
zapytał z uśmiechem po czym usiadł obok mnie na łóżku. Zapach kawy
rozprzestrzenił się po całym pokoju robiąc mi ogromną ochotę na nutkę kofeiny.
- Chciałem Ci tylko
powiedzieć, ze kolacja będzie za pół godziny. Strasznie się cieszę, ze spędzimy
te święta razem- powiedział i potarł moje ramię po czym wyszedł z pokoju. Ja
tam wolałabym je spędzić z mamą. Po zjedzeniu kolacji umyłam zęby i przebrałam
się w czarną piżamę. Gdy już odpływałam w krainę snów dostałam wiadomość na
WhatsApp. Jasny wyświetlacz raził moje oczy wiec musiało minąć kilka chwil aż w
końcu przeczytałam wiadomość.
** Od Cass**
Jutro na stołówce o 8.10 muszę Ci coś powiedzieć.
Miłej nocy xx
Odpisałam szybkie „Okey” po czym zasnęłam. Następnego ranka obudziłam
się o 6.04, wstałam z łóżka po czym stojąc przy biurku wyjrzałam za okno. Cały
ogród był pokryty śniegiem przez co wyglądał jak zaczarowany. Ubrałam czarne
rurki i ciepły szary sweter po czym wzięłam torbę i zeszłam po schodach do
salonu. Eve razem z tatą siedzieli przy stole w jadalni i rozmawiali między
sobą, popijając między czasie kawę a w tle było słychać poranne wiadomości. Dość
szybko zjadłam czekoladowe płatki i
wypiłam malinową herbatę. Poszłam do łazienki, po wyprostowaniu włosów i
pomalowania rzęs czarnym tuszem chwyciłam telefon i słuchawki po czym ubrałam zimowy płaszcz i czarne martensy. Na
zewnątrz padał śnieg mocząc moje świeżo wyprostowane włosy, prychnęłam pod
nosem po czym przyśpieszyłam kroku. Dokładnie o 8.09 byłam na stołówce i
wypatrywałam wysokiej dziewczyny. Po paru minutach Cassie zjawiła się z ogromnym
uśmiechem na twarzy.
-Co stało się tak
ważnego, że nie mogłaś mi tego powiedzieć przez telefon?- powiedziałam po czym
poszłyśmy do klasy numer 54 gdzie za parę minut miałyśmy angielski.
-Kolega mojego
kuzyna będzie chodził do naszej klasy! Tak strasznie się cieszę bo od zawsze mi
się podobał ale zawsze dzieliły nas kilometry a teraz będzie ze mną w klasie
rozumiesz?! Pokażę Ci jego zdjęcie- krzyczała dziewczyna a wszyscy na korytarzu
zwrócili na nas swoją uwagę, co w sumie było typowe.
- To naprawdę fajnie!
Kolejne ciacho w naszej klasie nigdy nie jest złe- powiedziałam po czym puściłam
jej oczko, wyciągnęłam z szafki książki i zeszyty potrzebne na lekcje
angielskiego. Jednak po paru sekundach moje rzeczy wylądowały na podłodze. To
nie możliwe. Jack?
Witam!
Szczerze mówiąc to nie wiem czy nawet jest jeszcze sens przepraszać... Jednak straciłam wenę + miałam małe problemy, jednak mam nadzieję, że ktokolwiek przeczyta ten rozdział i pozostawi coś po sobie :))) Pojawili się nowi bohaterowie więc zapraszam do zakładki ,,Bohaterowie"